niedziela, 28 października 2012

Pizza jednorazowa

Pomyślałby chto, że blacha domowej pizzy to zbilansowany posiłek dla rodziny 2+2+pies. Dzisiejsza wizyta mojej przyjaciółki na obiedzie dowodzi zupełnie innej teorii. Okazuje się, że Amerykańscy naukowcy odkryli, iż pizza wchodzi szybko i gładko dwóm dorosłym gibkim jak trzcinka dziewczynom jak pensja urzędnicza na konto, jeśli przy tym jest dobra rozmowa, ploty, kupa śmiechu i winiacz. A fakt, że powyższe zdanie pisałam z 15 minut każe mi poszerzyć teorię i dodać coś jeszcze o ociężałości umysłowej po zjedzeniu CBP (całej blachy pizzy). Ledwo ruszam ręką, nie mówiąc o mózgu. Jedna półkula jeszcze łączy neurony, ale druga głośno chrapie. 

Fakt faktem, iż moje eL4 przeterminowało się było minionego piątku i jutro wracam do Fabryki. Anieli pańscy! Przecież ja już nawet nie pamiętam gdzie to dokładnie jest! Ja bym chciała być Królem Julianem, takie mieć życie jak na Madagaskarze!









Pizza na drożdżowym cieście:
składniki na niewielką blachę

300 g mąki
25 g drożdży
150 ml wody ciepłej
sól, pieprz
łyżka oleju
 Drożdże rozciapkać w ciepłej wodzie i wlać do mąki wymieszanej z przyprawami. Dodać olej i dość długo wyrabiać. Zostawić w misce, przykryć czystą ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce. Po około 1-1,5 h, jeśli ciasto zwiększyło objętość, jeszcze raz wyrobić i wyłożyć na wysmarowaną olejem blachę. Znów zostawić na blasze do wyrośnięcia.

Sos do pizzy
słoiczek koncentratu pomidorowego
4 ząbki czosnku, przeciśniętego przez praskę
5 liści bazylii, posiekane
oregano, suszone, wkruszone
sól, pieprz
łyżka oleju

Składniki wymieszać. Na podrośnięte ciasto rozsmarować sos do pizzy, wyłożyć wybrane składniki. My dziś wybrałyśmy każdy składnik :) Brokuły, pomidory, krewetki, papryka, oliwki, pieczarki w ilości hurtowej dla pułku marynarki wojennej. Na to wszystko położyć starty ser żółty i włożyć do pieca. Piec 160-180 około 20-30 min, jak góra szybko się zrumieni, to włączyć sam dół i dopiec.

:)

piątek, 26 października 2012

Szpinak!

Zróbcie tak: wejdźcie na jutub, wpiszcie "Chariots of Fire" i w miarę słuchania czytajcie mą opowieść. 

Idę przez market, idę, patrzę po lewo, nic, patrzę po prawo, nic, a tu nagle... JEST! Leży zielony, liściasty, świeży (w zasadzie), włoski szpinak! I idę w jego kierunku, idę, muzyka w markecie przestała grać, dziecko przestało płakać, kobiecie upadły pomarańcze i poturlały się po półki a ja w zwolnionym tempie chwytam za szpinak. Market puszcza muzykę, ludzkość klaszcze, balony unoszą się w powietrzu, szczelają korki szamponu i ja stoję pośrodku tego wszystkiego, uśmiechnięta trzymając w objęciach ten mój wymarzony szpinak.

Mniej więcej tak było. A jak już go dopadłam, to uczyniłam to:

 






Pasta ze szpinakiem i serem pleśniowym

Makaron spaghetti (pół paczki)
opakowanie sera pleśniowego Lazur (wzięłam turkusowy)
1/3 słoiczka (około 5szt) pomidorów suszonych w zalewie
100 g szpinaku świeżego (!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! niach niach)
1 cebula, pokrojona w kostkę
2 ząbki polskiego czosnku, posiekanego w cokolwiek

Cebulę posiekaną wraz z czosnkiem i pokrojonymi pomidorami smażyć na oleju (ja biorę ten pyszny olej z zalewy od pomidorów), dodać umyty szpinak, chwilę potrzymać na ogniu, wkruszyć ser Lazur i dodać po chwili ugotowany makaron. Ser powinien lekko się roztopić. Od razu podawać. Robi się chwilkę, a smakuje wyśmienicie.

Rada: Ser jest dość słony, więc proponuję nie solić wody na makaron lub znacznie zmniejszyć jej ilość w wodzie.


czwartek, 25 października 2012

Zlepy owsiane

Drodzy Odbiorcy, 

Mój nowy dywan z lerłamerlę, o którym pisałam wczoraj jest super i nawet nie był taki drogi. Bardzo miękki, wygodny ale stabilny bo i obcas nie za wysoki. Jest śliczny i pisząc tego posta mam wdziane je na stopy. Po co komu jedzenie i miłość skoro ma nowe but...dywan?? :D Powitałam również dwóch nowych znajomych. Kumpel Debet uśmiecha się do mnie kiedy odpalam bankowość internetową a Panna Próżność wachluje się pawimi piórami na mej jeszcze-nie-złożonej kanapie. Ale ja "dont kier" i stukam obcasikami zajadając zlepy.

Zara będzie o zlepach. Trenujo cierpliwość.

Najsampierw o butach, tzn o paterach miało być. Bo przyfilowałam śliczną paterę do ciasta i taką samą muszę gdzieś zdobyć. O tu w tym poście (http://rajdlapodniebienia.blogspot.com/2012/10/sernik-lemon-curd.html) jest owa i mi się bardzo podoba. Jak kto zobaczy gdzieś w Duce, Hołm_und_Du czy inszym, to da znać, proszę. Na allegro nie ma, jak wczoraja guglałam, to mi się pojawiła ładna patera a Pan/Pani w opisie bardzo konkretnym i rzeczowym podaje: Patera chyba drewniana.

A propos poszukiwań to ja szukam świeżego szpinaku w liściach. I tu zagwostka. Nie ma w biedrze, nie ma w lidlu, nie ma w wielkich realach i kerfurach, nie ma też w delikatesach Bomi ani Peter i Paul. Znów mnię coś ominęło? Wycofali? Zakazali? Amerykańscy naukowcy odkryli, że szpinak ma działanie zabijające komórki mózgowe? Albo co gorsza.... (tajemnicza muzyczka w tle) rozmnaża szare komórki głupiejących ludzi?! Jakkolwiek teorie spiskowe mogę na pęczki rodzić, to proszę o odp! Gdzie w tym kraju można kupić szpinak świeży? Bo zasadzić sobie chcę ale od kiełkowania do zbioru 18-20 tygodni. Trochu długo.

Ale ad rem bo to Internat jest! Tu musi być konkretnie, na temat i krótko! Najlepiej bez polskich znaków i z emotikonami! Lol, OMG, C U L8!

Generalnie przepis miał być na ciastka owsiane, ale do ciastek, to moi drodzy poczeba ingrediencji w większej ilości. Azaliż w tym przepisie jest ino owies (jak dla osiołka) to i samym owsem trąca, wiec właściwie to nie ciastka. To zlepione płatki owsiane, co je się żuję i smakują owsem (jezus, jak ja piszę!) , więc nie SOM ciastkami ino:



 Zlepy owsiane

4 szklanki płatków owsianych
1/3 szklanki oleju (ja nie miałam zwykłego, bo oczywiście zaplanowałam pieczenie, bla bla, dałam olej z pestek winogron)
3/4 szklanki wody
5 łyżek miodu (mój był gęsty, ale dość płynny, jak wasz jest twardy, można go rozpuścić w kąpieli wodnej)
1/2 szklanki dowolnych bakalii (posiekane orzechy, migdały, rodzynki, ja użyłam żurawiny, ale następnym razem przesiekam ją, bo trochę za duża jak na ciastka była)
szczypta soli

I tera czy sekundy roboty: Miód, wodę i olej wymieszać w misce (mikserem, widelcem, trzepaczką, mątewką) i zalać tym płatki w dużej misce. Dobrze wyrobić. Dodać bakalie. Odczekać 15-25 min aż płatki wchłoną płyn. na początku wygląda to nierealnie, ale da radę. Nagrzać piec do 180 st (termoobieg 160). Formować kulki, wałeczki (chociaż moje wałeczki wyglądają jakby to były kotlety mielone) i układać na blasze. Piec 20-30 min aż do zrumienienia. 

Jak kto lubi żuć i smak owsa, to mu zasmakuje, lekko wyczuwa się miód i żurawinę. Nie są zbyt słodkie. Jak to mój Tata mówi: Jesz te trociny jak koń. Ihaaa.


środa, 24 października 2012

Bez przepisu





Drogie Brawo, 

moje zwolnienie lekarskie kończy się nieubłaganie a moje niezrobione rzeczy dalej są na tym samym miejscu, niezrobione. Ponadto widziałam dywan na promocji w lerłamerlę ale nie posiadam pieniędzy, tzn. posiadam, ale chcę zakupić sobie buty. Proszę redakcjo, doradź!!!!!!11

No chyba ta cholerna depresja mnie ogarnia. Pomimo tego, że mam jakieś tam te cele życiowe (zamienić pracę w Fabryce na coś innego, biegać zimą, być asertywną, bla bla) to nie ogarniam kuwety. Jest ciężko, ciemno, źle i nawet nie wspominam o zmianie czasu i że już o 16 będzie ciemno. 

W dodatku jest też zimno. Zapowietrzony kaloryfer = konieczność zadzwonienia do Spółdzielni (zawsze duże eS), do najgorszego.... Działu Technicznego. Pani, która tam pracuje powinna dostać wg mnie wszystkie nagrody świata. Za wszystko możliwe.

Ja: Dzień dobry, nazywam się Wacław Jarząbek i chciałam poinformować, iż mam zapowietrzony grzejnik.
Pani z Działu Technicznego: Jak to? Przecież jest ciepło teraz na dworze.
J: Tak, ale ogólnie zgłaszam.
PzDT: Dobrze, ale nie wiem kiedy ktoś przyjedzie.
J: OK.

W 15 min później dzwonek do drzwi.

H: Hydraulik. Pani ma zapowietrzony grzejnik?

Wpuszczam Pana, wchodzi i gapi się na grzejnik.
H: Ale proszę Pani, ten grzejnik jest zakręcony. A teraz (odkręca) jest odkręcony. (Gapi się na mnie jak na totalną idiotkę).
J: No tak, bo go zakręciłam.
H: To skąd Pani wie, że jest zapowietrzony?
J: Bo jak centrala zaczęła grzać to ja porozkręcałam wszystkie grzejniki w domu, żeby sprawdzić.
H: Ale ten jest zakręcony! Przecież nie będzie Pani wiedziała czy grzeje, czy nie, skoro jest zakręcony.
J: (jak na debila) Tłumaczę Panu, że jak sezon się zaczął to go odkręciłam, w innych pomieszczeniach kaloryfery były ciepłe a ten zimny i go zakręciłam.
H: (Zdziwiony) Po co?

Po czym Pan Hydraulik odkręca pokrętło grzejnika, stawia je na parapecie i wychodzi z mieszkania. Mój grzejnik grzeje ale regulacji brak. Chyba że sobie pokręcę gałką, która leży na parapecie. 
Rozumiem, że samowolne zakręcenie grzejnika jest pogwałceniem jakiś praw? Może ktoś poczęstuje mnie numerem, kodeksem, ustawą, czymkolwiek?

Kurtyna. Żal. Plus klasyk: "Ja rozumiem, że wam jest zimno, ale jak jest zima to musi być zimno! Tak? Pani kierowniczko, takie jest odwieczne prawo natury!"

Funny Workplace Ecard: I'm starting to feel sick tomorrow.Moja forma biegowa i polot pisarski są gdzieś w Pakistanie a biegi tuż-tuż(dwa pod rząd!). Kasia Tusk lansuje się w Szanghaju jako modowa dziennikarka, rozumiem, że za moje pieniądze? Użyłabym niecenzuralnego słowa, ale jeszcze CBA mnie dopadnie. Ostatnio odwiedziłam znany różowy portal o celebrytach. Ale fajnie się go czytało.Dowiedziałam się, że:
- Doda się pogodziła z Weroniką Rosati
- Dżoana Krupa pokazała piersi
- jakaś tam modelka znana jest na Węgrzech (też piersi)
- i już nic nie pamiętam

W sumie dziś tak bardzo bez polotu, więc kończę. Może uda mi się zrobić cokolwiek kreatywnego. Mam plan szycia, ale nie mam maszyny do szycia bo nie mam pieniędzy na jej zakup, tzn pieniądze są ale buty (pacz wyżej). Z braku weny, do widzenia.

Aha. Jeśli już tak naprawdę musi być jakiś przepis to niech będzie. 

Jajko na miękko

1 jajko
garnek
woda
łyżka
źródło ciepła
dobra wola

Wstawić wodę i doprowadzić do wrzenia. Wsadzić łyżką jajko i gotować ok. 3 minut od ponownego wrzenia wody. Skonsumować z masłem lub czymkolwiek tłustym. 




niedziela, 21 października 2012

Zupa porowa i życie na L4

Właśnie wczoraj ze znajomymi rozmawialiśmy o porze, który, owszem, jest nieodłączną częścią włoszczyzny, to rzadziej już występuje w postaci samodzielnej. A ja bardzo lubię właśnie zupę porową, która może nie wygląda zachwycająco, to jest pyszna, lekko ostrawa w smaku, i na pewno zdrowa :)

Moje L4 sprawuje się wzorowo. Pomimo tego, iż nie biegam (chyba pierwszy raz posłuchałam się rady lekarza) to umyłam okna, i nie mówię tu o szybach, tylko o ramach, zawiasach i inszych, pełno tam było poremontowego pyłu, brudu itp. Ale zmęczona byłam jakbym w kopalni 8h przepracowała.

Moje plany kiedyś były takie, że zostanę stolarzem albo księżniczką albo kimś tam jeszcze, chyba kiedyś na blogu wspomniałam. Ale dziś mam nowy plan. Rzucam roboty i będę chodziła po przychodniach, poczekalniach, dworcach, autobusach, tramwajach, wszelkich miejscach użyteczności publicznej i spisywała rozmowy ludzi. Czasami to aż ze śmiechu nie mogę.

Niedawno byłam w Spółdzielni (piszę obowiązkowo dużą literą!). Jak to na porządną spółdzielnię przystało, jest ona zacofana, komunistyczna i trąca PRLem na kilometr. Łącznie z ludzkością, która tam pracuje. Czekam sobie grzecznie a ze mną w poczekalni jeszcze jedna pani, mniej grzecznie. Starszawa, wygląda na miastową. Rzeczywiście, ktokolwiek siedzi tam w Dziale Technicznym, robi to dość długo, więc pani z poczekalni nagle wybucha:
- Co ona tam robi? Przecież to konia się szybciej kupuje niż załatwia sprawy w Spółdzielni!

Lol. Nie wiem ile się kupuje konia. Jak następnym razem pójdę na rynek to poszukam i nie omieszkam zapytać.







Moje papryczki




Zupa porowa

1,5 l wody
włoszczyzna (pietruszka, seler, związane bawełnianą nicią)
600 g ziemniaków, surowych, obranych pokrojonych w dużą kostkę
3 duże pory (odkrojone brzydkie liście i końcówki, pokrojone w talarki)
2 duże marchewki, pokrojone w cokolwiek lub w całości
masło
przyprawy, wg uznania, u mnie: ziele angielskie, liść laurowy, papryczka chili, sól pieprz
śmietana+mąka jako zabielacz

Na dużej patelni na maśle poddusić por, aż lekko zmięknie i straci nieco koloru. Do dużego garnka wlać wodę, dodać ziemniaki, marchew, włoszczyznę, ziele angielskie, liść laurowy, papryczkę. Gotować około 40 minut lub aż marchew i ziemniaki będą miękkie. Dołożyć do tego pora z patelni i gotować jeszcze 15 min. Na koniec dodać sól i pieprz i ew inne przyprawy bądź kostkę rosołową. Na koniec 3 łyżki mąki wymieszać z łyżką śmietany. Wlać do tej śmietany po chochli zupy, rozmieszać, znów wlać zupę, wymieszać i po chwili wlać wszystko do zupy (można przez sitko, żeby nie było grudek). Jak to moja Mama mówi: do pierwszego bulgotnięcia i zupa gotowa. 

Jeśli ktoś nie lubi tych wszystkich pływających farfocli w zupie, oczywiście wszystko należy zmiksować blenderem, ale ja lubię taką oldskulową, zwykłą zupę.

Smacznego!

piątek, 19 października 2012

Recenzja lokalu

Witajcie,
To ja sobie zakupiłam ganz neue spodnie biegowe zimowe, takie na wypasie, i (śmiejąc się sama z siebie) skarpetki biegowe (mój partner do biegania też ma takie, więc teraz takie dwa kozaki biegowe) a tu nagle spada na mnie the eL4. Zwolnienie na cały tydzień. Nie ma biegania. El-oł-el. Czyli potocznie lol. No ale cóż, trzeba brać wszystko jak leci. Oczywiście plany są są. Posprzątać dokładnie mieszkanie (za kanapą, bo ostatnio myślałam, że panele zmieniły kolor a to tylko kurz), umyć okna, nadrobić zaległości w nauce języków, uzupełnić literaturę, nadgonić zaległe rzeczy do roboty, popłacić rachunki, systematycznie postować na blogu.... ale znając mnie, to będzie herba, kolejne pudło czekoladek i jakieś szmatławce do oglądania na kompie. Hihi, to takie moje prywatne wakacje. :)

Niedawno odwiedziłam z przyjaciółką super knajpę. 

Casino Diner
ul. Latarniana 2
Gdańsk

KLIMAT
Lokal bardzo przypomina mi typowe "diners" czyli jadłodajnie amerykańskie, gdzieś z okolic lat 50 ubiegłego wieku. Kiedyś fascynowałam się kulturą Stanów i właśnie odwiedziny w takim lokalu były moim marzeniem (w USA, of kors). Czujesz się w takim lokalu jak w filmie Pulp Fiction lub w każdym amerykańskim filmie drogi, w którym bohaterowie zawsze zjeżdżają na pobocza małych mieścin bądź gdzieś na zadupiu żeby zjeść hamburgera z frytkami podawanego w koszyczku (nie wiem, ale tak to widzę). I lokal Casino Diner dokładnie taki styl wnętrza proponuje. Czerwone kanapy, czerwone stołki barowe. Podłoga z ułożonych w karo czarno-białych kafli. Jak w grze Sims (zawsze miałam tam taką podłogę :)). Plakaty i fototapety też nawiązują do kultowych scen z kina lub szeroko pojętej kultury amerykańskiej.

MENU
Hamburgery z frytkami, serwowane z sałatką Coleslaw i sosem to danie wg mnie kultowe i podstawowe. Wszystkie składniki świeże i pyszne, porcje duże. Frytki nie takie makdonaldowe, tylko takie "mięsne" jak ja to nazywam. Czyli z wierzchu chrupiące a wewnątrz miękkie. Krojone w duże, płaskie, szerokie paski. Sos pycha. Dużo warzyw, cebula, mniam! A w menu jest tak jak w Stanach: każda narodowość wzbogaca kuchnię amerykańską. Znajdzie się falafel, quesadillas, curry, steki, jeżeli zupa to klasyczny bostoński chowder, jeśli sałatka to Caesar's Salad, jak przystawka to pikantne skrzydełka, są kanapki, humus, ryby, dosłownie wszystko. Menu również dostosowane dla wegetarian, i  przyuważyłam jedno wegańskie danie z dedykacją dla Guni :)

Klimat knajpy super, jedzenie pyszne, lokalizacja tez rewelacyjna. Miła obsługa, podsumowując- to nie mój ostatni raz w tej restauracji. Polecam!

Zdjęcia tylko czy, bo byłam tak wygłodzona, że zara się rzuciłam na jedzenie! Plus kiepska jakość zdjęć, bo komórką.




czwartek, 18 października 2012

Sernik biało-czarny i jesień w ogólnym pojęciu

Żyję, żyję. 

Jedni pluskają się w faraonowych błękitach (moja siostra) a reszta musi zmagać się z tak zwanym SZARYM NUDNYM ZWYKŁYM życiem. Nie narzekam na pogodę, bo jest jesienna, piękna itepe, ale narzekam na pracę! Nie wyrabiam się z niczym i jak przychodzę do domu to jedyne czego chcę to odpocząć ale spod stołu czeka na mnie Tona Roboty merdająca ogonem. Dżisas. Muszę się jakoś ogarnąć zanim ktoś w Fabryce skapnie się, że już któryś z kolei tydzień jestem zaspana/ nieprzygotowana/ uciekam ze spotkań/ mam wszystko w dupie (sorki za wyrażenie ale ze zmęczenia mózg nie podaje mi synonimów).

Dziś fotki z relacji z moich odwiedzin u rodziców. Mieszkamy niestety w innych miastach, ale jak już się tam zjawię, to Mama zawsze wypełni mój brzuch jakimiś smakołykami (np. tera piję nalewkę aroniową- pycha!).

Aroniówka- miota jak szatan i tym samym boska moc :)

Poniżej fotki z Kołobrzegu, położonego niedaleko, nowa przystań, francja-elegansja jak w Monako
(słaba jakość bo miałam tylko komórkie)










Malinówka, też pyszka!


Dojrzewające pomidory Mamy z ogródka plus susząca się mięta i kropkowana kurka-solniczka


Pierogi ruskie, czyli klasyk w naszej rodzinie, hurtowa produkcja, starcza nam na 1 obiad :)




Mój sernik, też klasyk, ale tym razem zrobiłam go z twarogu z wiaderka, pierwszy raz, u góry wystaje róg pieroga



Sernik biało-czarny

Ciasto: 
1,5 szklanki mąki
1/2 szklanki cukru
1/2 kostki masła/margaryny
2 łyżki kakao
łyżeczka proszku do pieczenia

Ser:
1 kg sera (zazwyczaj używałam sera zwykłego i przeciskałam go przez praskę, tym razem użyłam wiaderkowego, wyszedł bardzo puszysty, wręcz delikatny jak budyń, jednak wolę zapychający zwykły twaróg co go popić trza)
1/2 kostki masła/margaryny
6-8 jaj
1 łyżka mąki kartoflanej
1,5 szklanki cukru pudru
cukier waniliowy
ewentualnie rodzynki

Wszystkie składniki na ciasto zagnieść, podzielić na pół i włożyć do zamrażalnika. Ser przełożyć do miski i ucierać z żółtkami i cukrem. Masło roztopić i ostudzone połączyć z masą twarogową. Dodawać resztę składników po łyżce, stopniowo, cały czas miksując. Na koniec ubić pianę z białek i połączyć delikatnie z masą. Dodać rodzynki wedle gustu.
Przygotować blachę (duża tortownica, 30 cm), wyjąć ciasto z zamrażalnika i zetrzeć na dno tortownicy na tarce na dużych oczkach. Przełożyć masę serową i na wierch zetrzeć drugą połowę zimnego ciasta.
Piec w 180 st około godzinę.

 

wtorek, 9 października 2012

Po latach/ Makaron z warzywami

Po latach się odzywam.
Wróciłam z Warszawy, gdzie gościłam przez weekend. Pobiegłam w Biegnij Warszawo 2012 i chociaż nie osiągnęłam wymarzonego rezultatu, to i tak jestem zadowolona, bo zeszłam poniżej godziny. Było super :)

Parę fotek i moja pasta, która pochodzi z czasów jak mieszkałam w Toruniu, więc sentymentalnie :)

Makaron z warzywami

puszka pomidorów
papryczka chili
marchewka z groszkiem (około 300 g, mrożone)
cebula, duża, posiekana
czosnek, 6 ząbków
zioła prowansalskie, bazylia, sól, pieprz, liść laurowy
makaron dowolnego kształtu
olej do smażenia

Na dużej patelni rozgrzać olej i podsmażyć cebulę i czosnek (ja kroję w plasterki, ale można przecisnąć przez praskę). Zalać pomidorami w puszce (uwaga na pryskanie), dodać papryczkę chili (ja dodaję w całości a potem ją usuwam) i chwilę gotować. Dodać marchew z groszkiem (zamrożone) i gotować aż warzywa będą miękkie a sos odparuje. Przyprawić.
Połączyć z makaronem wcześniej ugotowanym.



 

Warszawa komórkowa


To ja jak się najem i zalegnę:



Ideał tu sięgnął bruku









Moje absolutnie ulubione miejsce w Warszawie, nie żadna knajpa lecz strawa dla duszy:





Na ulicy Chmielnej cisza i spokój ale jak się pojawia kolejka do okienka, to znaczy jedno: gorące pączki! Nie ma wielkiego zakładu produkcyjnego, Pani z okienka sprzedaje gorące pączki na przestrzeni równej połowie mojej łazienki, parzą w ręce i język,  mój z płynną czekoladą w środku, nawet nie opiszę jak smakują




A Ty, jaki smak wybierzesz?



Imienia Lenina

 


Łażo i dziobio niezmiennie od 1891. Kuropatwy Chełmońskiego.




Merkury.

Siedzi i myśli co by na kolację podać. Stańczyk. Matejko.









Hahaha. Przybyłam. Zobaczyłam. Przebiegłam.



I jeszcze museo.



Di end.